sobota, 13 grudnia 2014

POST 22: white teeth teens

around

Tak jest w piosence Lorde. Nidy nie próbowałam jej przetranslować na polski, ale wydaje mi się, że wyłapuję esencję z tytułu.
Ja sama mam o tytułowych osobach swoje własne zdanie, które za chwilę przytoczę.
Tylko zrobię kawę. Taką prawdziwą. Świeżo zmieloną... MMmmmmmmmm...

Nie należę do wyższej klasy społecznej hierarchii, daleko mi do niej. Jeśli mam sklasyfikować siebie to postawiłabym się i swoją rodzinę w klasie średniej niższej lub pośredniej. Nie mogłam nigdzie doszukać się ich charakterystyki, jakiegoś średniego wykazu zarobków, ale jeśli chodzi o kulturę, to chyba właśnie ta klasa nam odpowiada.
Myślę tu o kulturze: o uczestnictwie w życiu kultralnym, o kulturze osobistej, o takich rzeczach. Kwestie majątkowe są tu też ważnym wskaźnikiem, a tu bywa różnie: bo nie jeździmy wypasionym samochodem, zmienianym raz na 4-5 lat, (coż, kiedyś nawet mieliśmy dwa samochody, jeden nawet wypasiony, ale jacyś skurwiele nam go ukradli na wakacjach..., pomińmy), ale jeździmy jednym, którym wyjechaliśmy z salonu... jakieś... 16 lat temu... Nie mamy też dużego własnego, wolno stojącego domu (kiedyś mieliśmy, ale już był w złym stanie i sprzedaliśmy leszczowi- hłehłehłe). Nie mamy działki ani domu letniskowego nad jeziorem.
Krótko mówiąc: bogaci nie jesteśmy.
Ale stać nas czasem na fajne ubrania, chociaż coraz częściej moja matka zaczyna stawiać na ilość, a nie jakość, (przez co ma pełną szafę byle jakich koszulek, a i tak narzeka, że nie ma co założyć i musi kupić kolejną, ale to chyba już nienaprawialny problem...), a tata zrezygnował z pomysłu kupienia nowych, oryginalnych conversów po tym, jak po 4-5 latach noszenia podeszwa w jego czerwonych trampkach zaczęła się odklejać.
Nie rozumiem ich czasem.
Ja za to mam całkiem niedużą, w sumie, półkę ubrań, których nie wymieniam od kilku lat, bo są po prostu dobre, wygodne i porządne, przez co moje wydatki sprowadzają się częściej do przyjemności i gadżetów (lubię książki i szminki!, a także ostatnio płyty i artykułu do malowania)...


Post sporząądzony jeszcze w wakacje, latem, 2014 roku.
Nie posiada konkluzji.
Nie posiada sensu.
Ot, po prostu, taki wywód-przemyślenie.
Pozdrawiam, W.

niedziela, 25 maja 2014

POST 21: przez miesiąc

Mija miesiąc odkąd skończyłam szkołę. Jutro mam ostatni egzamin!
Teraz tylko znaleźć odpowiedni kierunek studiów!

Moje zmartwienia z miesiąca?
to:
○ to, że nie znajdę przyjaciela... tak nigdy przenigdy...
pociesza mnie jedynie to, że bff Mikaela Bloomkvista, (damn, jak ona miała...), Erica!, zapoznała się z nim na studiach, i ta przyjaźń przetrwała przez około 20 lat. 
○ to, że nigdy nie uda mi się pozbyć niechcianych włosków. Pierdzielone odrastają, a jest gorąco i trzeba wskoczyć w szorty!
wierzę w depilację laserową, ale nie wierzę, że uda mi się na nią kiedyś zarobić.
○ to, że nigdy nie znajdę męża. Starzeję się, więc zaczynam się o to martwić. jestem specyficzną osobą i mam pewne wypaczenia moralne i psychiczne, ale potrafię się dostosować! :D naprawdę! :D
○ że utknę w tym nudnym-jak-pizda mieście na zawsze, z rodzicami, gdzie wyszscy niemal mnie znają (przez rodziców), i nie będę mogła nawet pobluzgać w parku z... ekhm... znajomymi...

Sukcesy z miesiąca?
○ względnie podołałam maturze z historii. Względnie, bo nauczyłam się baaaardzo dużo w dość krótkim czasie, i na egzamin poszłam z ogromną wiedzą, ale niestety Centralna Komisja Egzaminacyjna postanowiła pójść w zupełnie innym kierunku i pojawiło się pełno z-dupy-wziętych pytań: do obrazków, uzasadnij-że, i na-podstawie-tekstu-źródłowego-określ. Pytania te odnosiły się do wszystkiego, i niczego w zasadzie. 
A na lekcjach historii ani razu! nie pojawił się naprzykład Mao Tse Tung, albo konflikt między Stalinem, a Hitlerem, albo jakaś katastrofa z lat 50 na targach poznańskich. Pozdrawiam Komisję! Chuj wam w dupę! :)Ale z siebie jestem dumna. Potrafię wymienić przynajmniej wszystkich królów Polski!
○ zamówiłam płytę Kasabian. Nową, pre-order, signed, limited. Ale jeszcze 2 tygodnie do wysyłki.
○ usunęłam tę uzależniającą grę z telefonu! Uszczęśliwiłam tym samym kilku graczy 'oddając' im swoje zasoby. No i oddałam go do naprawy, ale serwis gunwo zrobił.
○ nie piłam.
○ a gdy zrobiło się ciepło, wskoczyłam w szorty i wyszłam na miasto. A ludzie męczyli się w długich spodniach. Ja się przynajmniej OPALIŁAM! JA!

Wywalczyłam pilota dziś wieczór. Pilot = władza. I obejrzałam finał Project Runway. Kolekcja Sieradzkiego bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Była nowatorska, trochę kosmiczna i w moich oczach totalnie odmienna od tego, jak ją opisał. Gratulacje JACOB, ale wyjątkowo wolałam Maćka.

Miejsce na ipodzie zapełnia się audiobookami.

Filmy z biblioteki na mnie czekają.

więc...
#pozdro!


_________________________________________________

na bieżąco aktualizuję posta z cytatami, lista rośnie, więc polecam czasem zajrzeć.
→click!


piątek, 25 kwietnia 2014

POST 20: koniec szkoły

Dziś skończyłam liceum! Tak! Udało mi się. Świadectwo też całkiem przyzwoite.
Ważniejsze co się działo później.
Więc dzisiejszy post (pełen przeprawek i backspaceów pisany niespełna rozumu) będzie bardziej relacją-wspominką dnia dzisiejszego.
Obudziłam się stosunkowo wcześnie, przed 9:00, ogarnęłam ipoda, obecnie słuchanego audiobooka... Nic nie robiłam dzień cały. Aż do 13:00. Wówczas spostrzegłam, że nie mam rajstop do spódniczki na zakończenie. Mniejsza, znalazły się... Ubrałam się, wykąpałam, uczesałam, umalowałam, bo celebration... I poszłam. Po 2óch godzinach nuuudów i siedzenia na sali gimnastycznej, gdzie rozdanie świadectw było, plan obejmował wyjście gdzieś. całą klasą raz ostatni. Początkowo sceptycznie, bo z klasą nigdy blisko nie byłam, przystałam na to.
Poszliśmy do pizzerii. Klasa miała rezerwację i jeden duży stół. Wpadłam lekko spóźniona, ale i tak jeszcze nie zamówili. Poprosiłam o pizzę włoską. Lubię włoską, bo mozarella, pomidory i bazylia. Jest dobra (seriooo).
Każdy zamawiał piiiwo. No to też zamówiłam. W sumie w ofercie nic lepszego nie było. Po połowie jednego (ciemnego) już miałam nastrój na przytulanie i było mi ogólnie ciepło w środku. Potem zjadłam dwa kawałki włoskiej pizzy. Dobra była. Potem znowu wzięłam piwo. Jasne tym razem. Już byłam nawalona i kiwałam się chodząc (kilka razy chodziłam po dostawy, siedziałam na brzegu sofy). Było mi śmiesznie i nawet cieszyłam się że tam siedzę ze swoją klasą. Po 19 musiałam iść siku. Nie wiem ile siedziałam w łazience, około 10 minut może, ale ucelowałam na 100% ;)
Koleżanka powiedziała mi że krew mi leci z nosa. Uwierzyłam, wysmarkałam i rzeczywiście miałam zakrwawioną chusteczkę. A ona mówiła, że żartowała!
Około 19:30 opuściliśmy pizzerię. Chcieli mnie odprowadzić, ale powiedziałam, że dam radę. Doszłam do ławki w parku i tam usiadłam. Siedziałam w tym samym miejscu, niemal bez ruchu przez około 30 minut. Nie wiem jak ten czas leciał, szybko niewątpliwie, bo nic stamtąd nie pamiętam. Zrobiłam nawet focię drzew od dołu i udało mi się ją puścić na fb!
Po 20tej przesłałam koleżance sms że siedzę w parku. Kilka minut później odpisała, żebym poszła do domu. Trochę obawiałam się reakcji rodziców, bo byłam kompletnie wstawiona. Nie pamiętałam ile tam siedziałam, ale uznałam, że nie wytrzeźwieję bardziej, siedząc w parku. Doczołgałam się do domu, około 400 metrów dalej w linii prostej. Starałam się iść prosto i po jednej linii. Hahahahaha! Musiało to komicznie wyglądać!
Nie pamiętam jak doszłam do domu. Nikogo nie było. W każdej razie walnęłam w pokoju torebkę, grabnęłam ręcznik i piżamę i poszłam się umyć. Ledwo się wysiusiałam, rozebrałam, nie pamiętam jak, zerzygałam się. Pizzą. Wydawało mi się, ze trochę otrzeźwiałam. Hahahah! Jaaasne. Wykąpałam się w zimnej wodzie, zimnej!, i znowu: paw! Umyłam zęby, wyczyściłam sedes, co dziwniejsze, wcale się go nie brzydziłam. Położyłam się spać. Około 21ej, zadzwonił tata. Chciał się spytać czy mnie odebrać czy sama wrócę. Wydawał się zdziwiony że ja już w domu. Nie wiem czy słyszał mój poziom nawalenia. Wstyyyd! Ja wtedy leżałam, i uznałam że powinnam wstać i przynajmniej udawać że wszystko w porządku. Jak tylko wstałam zerzygałam się na podłogę w pokoju. Nie jestem pewna, ale chyba się poślizgnęłam w tym. Fuuuj. Wiem. Ale byłam w takim stanie, że wszystko jedno! Tobie też by było wszstko jedno. Ale posprzątałam. Chwilę później wrócili rodzice. Wyczuli... :(
Ale potraktowali mnie wyjątkowo wyrozumiale. Dali kropli i herbaty. Odkazili i o nic nie pytali...
Rzygałam około pięciu razy. W sumie. Nigdy tyle nie rzygałam.

Ale mimo wszystko koniec szkoły mogę uznać za udany :)

Już minęły prawie dwie godziny od ostatniego pawia, pozbyłam się wszystkiego, ale jest dobrze;) Jest dobrze...
Będę (miło) wspominać koniec szkoły do końca życia.

Pozdro;)

sobota, 15 marca 2014

POST 19: wady i zalety

...ipoda :)

Pomimo  mojego całego uwielbienia wobec ipoda(/ów), niezaprzeczalnie ma kilka wad, których po całym podsumowaniu może okazać się więcej. Mimo wszystko, ja nie przestanę ich kupować, lubić, polecać innym.
#devotedfanofipods

Mogłabym oceniać zarówno nano, shuffle i classica, ale skupię się przede wszystkim na classicu, bo to na nim pracuję ostatnio najczęściej.

wady:
→ cena (koszt classica w końcu 2013 to 1129PLN. Przypuszczam że jest to jeden z najdroższych odtwarzaczy muzyki na rynku.)
→ wielkość (jest szerszy niż mój telefon-smartfon)
→ nie posiada dotykowego ekranu (dla niektórych współcześnie może być to wadą, jednak dla mnie, osoby przyzwyczajonej do kręcenia i klikania <bo mogę po omacku, w ciemności>, jest to zaletą. Chociaż kilka razy przejechałam palcem po ekranie - nieświadomie;))
→ 'lustrzany' tył. (Niestety, zarysować go można paznokciem. Trzeba zaopatrzyć się w pokrowiec, jakąś nalepkę na tył, albo coś, co przeciwdziała rysowaniu.)
→ obsługa tylko za pomocą itunes. (oznacza to, że nie usuniesz piosenek nie podłączając ipoda do itunes, nie dodasz piosenek nie podłączając ipoda do itunes, nie zmodyfikujesz zapisanej listy utworów nie podłączając(...).)
→ obsługa książek audio (jeśli zrobię z książki listę utworów to ok, ale jak wejdę do folderu 'Książki audio' w menu ipoda, to tam jest wszystko! Zupełny rozgardiasz! Jest jednak na to sposób, odkryłam go niedawno: autora robię wykonawcą, książka jest albumem, ustaw: pomiń mieszając, ustaw: zapamiętaj pozycję odtwarzania i gotowe! trochę upierdliwe, ale...;) )
→ klikanie: wcale, albo tu i tu. (Klikanie to świetny sposób na orientację w ipodzie, kiedy już się go dostatecznie pozna. W nano mogłam wybrać opcję klikanie z 'głośnika', tylko w słuchawkach, oba: głośniki i słuchawki, albo wcale. Miałam ustawione tylko słuchawki, dzięki czemu mogłam mieć ipoda pod kołdrą, i nawet na niego nie patrząc wybierać ulubiony album ulubionego wykonawcy. W classicu nastąpiło wieeeeelkie rozczarowanie, bo do wyboru pozostawiono mi tylko dwie możliwości: wszystko albo nic.)


zalety:
→ pamięć (ilość chyba nie do zapełnienia. Chociaż przyznaję, że gdybym zdecydowała się wrzucić wszystkie swoje płyty w naj-najlepsych jakościach i audiobooki, to pewnie by mi się udało!:D)
→ system (prosty, łatwy, zrozumiały, niezmienny, niezawodny. Nie potrafię przerzucić się na przypadkową mp3, której system jest tak zawiły, że... ach!)
→ lusterko z tyłu (girl-mode)
→ clickwheel (do obsługi po omacku, na ślepo, po ciemku)
→ ipod dla większości polaczków jest nadal czymś tropikalnym, zachodnim. A zatem, jeśli jesteś szczęśliwym posiadaczem ipoda, należysz do grona wybrańców. Z moich znajomych (no tak, nie jest bardzo szerokie...) tylko 1 osoba posiada ipoda.


Podsumowanie:
Nie jest zbyt korzystne dla ipoda, bo wychodzi na to, że warto go mieć tylko dla pojemności, systemu i dla lansu.
Nie tylko!
Wierz mi, że ipod jest najwspanialszym urządzeniem jakie kiedykolwiek miałam. Jest moim towarzyszem nudy, 'pozytywką', ogromną rozrywką i czymś w rodzaju najlepszego przyjaciela, choć tego (oooczywiście!) nic nie zastąpi.
Z całego posiadanego okrucha serca, które posiadam, polecam ipoda. Jakiegokolwiek - ipod to ipod. :)

niedziela, 16 lutego 2014

POST 18: ipod :)

styczneń 2014

<Blog reaktywacja!>
Post o jednym z moich ulubionych przedmiotów codziennego użytku: ipodzie. Napisałam codziennego, nie bez przyczyny! Faktyczne używam ipoda codziennie, nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej! Słucham z niego muzyki do snu i na rozbudzenie, na odstresowanie,  słucham w drodze do szkoły (mimo że zajmuje tylko 5 minut), na przerwach, w domu, w trasie... Gdziekolwiek bym nie szła, zawsze biorę ze sobą mój ulubiony music player, jakim jest iPod! :)
ipod firmy apple jest najlepszym urządzeniem jakie kiedykolwiek miałam! Serio! Jeśli uważasz swoją mp-trójkę/czwórkę za najlepszą, to znaczy, ze nie korzystalas/les z ipoda.
Jak poznałam się z ipodem? Możliwe, że bylo to w 2008 (albo 2009)(chyba bardziej 2009) kiedy to zobaczyłam jakiś produkt apple  w filmie, przeczytałam o nim w książce, lub usłyszałam w telewizji, albo (i to mi się wydaje najprawdopodobniejsze) zobaczyłam go w sklepie! Zrobiłam research na jego temat i urzekł mnie cały apple. Zachwyciło mnie logo firmy, białe, nadgryzione, niezwykle proste jabłko! Wiedziałam, ze nie moze być to coś banalnego! Szukałam odtwarzacza muzyki, ponieważ zepsuła mi się mp3, trafiłam na ipoda! Urzekły mnie kolorystyka i prostota stylu. Cena byla mniej atrakcyjna (około 400-500 zł za model 4GB), ale nie zraziło mnie to. Wraz z moim ojcem zawarliśmy deala, że kupimy go sobie na spółkę - razem. Ale jak to bywa, ja wylożyłam tylko 150 zł. O ile w ogóle. ;) Marzył mi się zielony - mój ówczesny ulubiony kolor. Rodzice moi, kochani, przywieźli mi pomarańczowego. Spodobał mi się :D Otrzymałam go około godziny 9 P.M. Szybko opanowałam funkcjonowanie (najlepszego, jak się okazuje/jak dotąd poznałam) programu do muzyki - itunes, zgrałam kilka płyt, i zaczęłam działać około 11 P.M.!
Z ekscytacji nie mogłam zasnąć! To pamiętam.
Ipod mój, nano, przeżył wiele. Przez grubo ponad 4 lata tyrałam go dzień w dzień! Niezliczoną ilość razy upadał na podłogi, a raz nawet wypadł z piętra na kamienie (we Włoszech, w pierwszym miesiącu posiadania). Ekran był w porządku, lekkie obicie na rogu, kilka rys na tyle, funkcjonowanie bez zarzutu. Charakter +10.
W październiku 2013 ipod się załamał. Zgasł! Gdy dwa dni później nadal nie działał, a jedynie ekran jego błyszczał na biało, i wydawał dwa, dziwne piski przy resetowaniu: beep-beep, poczułam się zagrożona!
Przewertowałam różne fora dotyczące problemów z ipodem, ale pisali tam, że być może 'he's dead'. Nie.. nie wierzyłam w to! Ale biały ekran trwał przez tydzień. Odłożyłam go i jakoś zablokowałam, żeby się nie wypalił i zaczęłam planować co dalej.
Po poznaniu systemu ipoda nie wyobrażałam sobie działać na jakimś innym systemie od muzyki. Miałam kiedyś mp3-kę, wystarczyło podłączyć ją przez USB, ale to wydawało mi się przestarzałe, a i tego typu urządzenia szybko- za szybko się psuły. Pobawiłam się też cudzymi mp4-kami, ale ból związany ze stratą nie przemijał... Od kilku miesięcy planowałam wymienić go na nowego, bateria nie trzymała już obiecywanego czasu, a nowa muzyka wypierała stare hity.
Postanowiłam kupić więc nowego ipoda. Zaplanowałam czerwonego nano 7 generacji. Poczytałam sobie o nim, pooglądałam z każdej strony. Odwiedziłam więc punkt sprzedaży - ispota! (Pojechałam!, do najbliższej metropolii...)[Błogosławiony sklepik, który uważam za otoczony woalką nieosiągalności, luksusu i snobizmu... Głupio mi tam wchodzić, bo zawsze ktoś się przyczepi i będzie oferował różne produkty... A mnie na nie po prostu nie stać! Dodatkowo ubieram się w ubrania, przez które wyglądam jak bezdomna! ;D (to moj wybór!) Toteż kiedy już tam idę, to sprzedawcy podejrzliwie mnie obserwują i nie mam tego komfortu przeglądania.] I dobrze że się tam wybrałam! Ujęłam tego iPoda nano 7, i okazało się że był taaaaki malusi... Nie ufam sobie, i wiem, że gdzieś by mi przepadł... zbyt szybko. No i miał dotykowy ekran...
Przyzwyczaiłam się do sterowania kółkiem, clickwheel'em, często zasypiam przy muzyce z ipoda, a dotykowe ekrany raczej nie działają klikając po omacku. Postanowiłam, że kupię ipoda classica!
Jego pojemność to 160 GB! 160 000 MB! To o 97,5% więcej pamięci niż miałam dotychczas! To tyle ile ma mój stary komputer!
Problemem była cena! 1129 PLN.
Zostało mi trochę pieniędzy z imprezy osiemnastkowej, która jednak się odbyła, lecz większość przepuściłam. Niemniej jednak, udało mi się przekonać rodziców.
Tak więc, dnia 5 listopada, udałam się do miasta, żeby zakupić ten 'cód' techniki! :D
Z dumą wparadowałam do sklepu, uniosłam wysoko głowę i powiedziałam: "Poproszę czarnego ipoda classic!". Sprzedawca wydawał się chyba zdumiony, bo jak sądzę, niewielu jest ludzi, którzy, kupują produkt, który przypuszczalnie wycofają wkrótce ze sprzedaży, i który od 2009 roku wcale się nie zmienił, podczas gdy nowy iphone, ipad, ipod touch, czy nowy ipod nano podbijają świat.
Gdy ogołocona z pieniędzy, z dwoma złotymi w kieszeni, nie mając gdzie pójść, czekając na transport, siedząc na środku galerii handowej odpakowywałam ipoda, łzy w oczach mi się kręciły! Z nabożną czcią, słysząc anielskie trąby i fanfary wyjmowałam to nowe, moje urządzenie. Czułam się świetnie! Dobrze! Wyżej! Lepiej!
:)
Jak pisano na forach, nie da się go zapełnić, chociaż niedawno byłam temu bliska! Do pełni brakowało 39 GB! ;)


Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że mój ipod, stary nano 4, w kilka dni po kupieniu nowego, odpalił... po trzech tygodniach bez życia.
i działa...
bez problemu...
nadal...



____________________________________

już wkrótce kilka zalet i wad mojego nowego classica
'stay tuned if you are interested in'

środa, 12 lutego 2014

POST 17: ja dobra.

Co sezon każą nam w szkole wypisywać takie kartki odwołujące się do naszych zasług dla szkoły. Hiperbolizując... 
Jeśli chodzi o moją kartkę, to moje zasługi zazwyczaj ograniczają się do: 
"-przychodzę do szkoły; staram się być na czas,
-dekoracja sali (/przeniesienie dwóch krzeseł...),
-uczestnictwo w ... święcie klasowym ?,
-(...wymyślanie czegoś na siłę, bo przecież głupio jest oddać pustą kartkę, co niechybnie i nie bez przyjemności bym zrobiła)"

Przed chwilą przyszło mi do głowy, że w sumie to powinno się mnie ozłocić za moją dobroć i koleżeńskość!
Już trzeci rok siedzę w bólu z OSOBĄ, z którą nikt nie siedzi z wyboru. Męczę się w pełnej zaduchu klasie, na obrzydliwych, obitych starym, obleśnym materiałem krzesłach z tą osobą. 
Nigdy nie pokazałam jej wprost szczerej wrogości, choć nie obyło się bez kilku wymownych, sugestywnych uwag, ale nigdy nie okazałam też szczerej sympatii. Unikam dotyku, nawet kolanem, ręką, łokciem, żadnej z jej rzeczy. 
Chyba słabo przedstawiam ten obraz... 

Gdy po raz pierwszy zobaczyłam JĄ, fuck!, wiedziałam, w jakiś sposób, że bedzie ze mną siedzieć. Nie uśmiechnęłam się w żaden sposób, raczej 'zmroziłam' spojrzeniem. (przyciągam frajerów...)
Niespecjalnie się zdziwiłam, gdy ta sama osoba, dnia rozpoczęcia szkoły nieśmiało spojrzała na puste miejsce koło mnie, (w tej, jeszcze wtedy nie udoskonalonej na tak obrzydliwą, klasie), i spytała czy może tu usiąść. Było tłoczno, okazja bardziej do powitania w nowej szkole, omówienia spraw organizacyjnych, krótko, więc wzruszyłam ramionami.  
Wyglądała strasznie! Odsunęłam się na skraj ławki, który zajmuję do tej pory, a ona rozwaliła się ze swoją osobą na 3/5 powierzchni. Tak jest do dzisiaj. Wlicz jeszcze przerwę - puste miejsce pomiędzy mną a tymi jej 3/5 ławki, to mi zostaje niewielki skrawek do egzystencji i się duszenia.  

Powinno się mnie ozłocić albo osmolić za to, że nie powiedziałam jej w pierwszym tygodniu 'Wypierdalaj pod tablicę!', tylko się zlitowałam nad tym 'biednym' human beingiem, męczącą osobą, która dzień w dzień wkurza mnie zadając błahe i niepotrzebne pytania w dziwnych i nieodpowiednich momentach, pytając nawet wtedy gdy mam słuchawki w uszach, przeszkadzając w słuchaniu muzyki i będącą tak irytująco-śmiesznie nieporadną. Rozsadza mnie złość za swoją bierność. 
Chyba czekałam na rozwój sytuacji, który nie nastąpił. Czekałam, kiedy ta osoba zrozumie, że nie jest w moim towarzystwie mile widziana. 
Teraz po 2,5 roku, kiedy za 2 miesiące kończę szkołę sądzę, że już chyba nie warto... psuć tego mojego męczeństwa... O taak! Czasem czuję się jak męczennica, siedząca cicho i przyjmująca całe zło. 
Powinnam opisać tą sytuację na kartce i wręczyć wychowawczyni pierwszą, w pełni szczerą opinię. Chciałabym żeby to przeczytała. Ale obawiam się, że chyba nie zrozumiała tej sytuacji, ani mojego puntu widzenia. 
Bo przecież czemu czepiam się i co mogę mieć naprzeciw tej niewinnej, bezradnej i milusiej OSOBIE...? Huh? - Cóż, coś tam jednak mam...

poniedziałek, 27 stycznia 2014

POST 16: chory dzień. ja chora. chorzy ludzie wokół.

16.10.2013

chory dzień. ja chora. chorzy ludzie wokół.

Sypie się wszystko: szkoła, moje rzycie, moja sylwetka, mózg, wyczucie stylu, inteligencja, szmal...